piątek, 14 marca 2014

Tradycyjne relacje.



-Wróciłem!- Wydarłem się na całe gardło, gdy tylko wszedłem do mieszkania, które wynajmowaliśmy z Zuzą. Nasza przyjaźń opierała się na dużej ilości złośliwości, więc gdy jedno wracało do domu z samego rana, bezwzględnie głośno informowało drugie o powrocie.

W domu byłem naprawdę wcześnie. Okazało się, że Maks nie dorobił się tych wszystkich ekskluzywnych rzeczy i markowych ciuchów dzięki rodzicom, jak przypuszczałem, lecz ciężką pracą, do której wstawać musiał z samego rana. Wychodziło więc na to, że niesamowicie krępujący, lecz i zarazem przyjemny ból tyłka odczuwałem po całej nocy spędzonej z kierownikiem agencji reklamowej. Z tego, co tłumaczył mi jadąc rano samochodem, jego praca polegała głównie na kreatywności i dużej ilości rysowania, szkicowania, kolorowania i innych artystycznych pierdółkach. Niestety nie mieliśmy okazji, by pogadać o tym, jak każde z nas traktuje zaistniałą sytuację, ale po tym, jak Maks dał mi swój numer, a później podwiózł do domu i pocałował na pożegnanie wiedziałem, że jeszcze się spotkamy. Nie miałem zamiaru budować z nim żadnej relacji, lub co gorsza związku i liczyłem na podobne podejście z jego strony.

-Kiedyś Cię zabiję, Antek. – Usłyszałem, stłumiony przez zamknięte drzwi od pokoju, głos mojej przyjaciółki. – Co tak szybko?

-Okazało się, że wyrwałem niezłą szychę, która musiała pojechać do pracy – oznajmiłem, podczas zdejmowania czarnych trampek. Ułożyłem je na niskiej szafce przeznaczonej dla butów i udałem się do kuchni. – Chcesz kawy?!

-No raczej!

Wstawiłem więc wodę, ustawiając czajnik na największym gazie, by jak najszybciej uzyskać pobudzający napój. Kuchnia była okrutnie ciasna, jednak i to miało swoje zalety. Wszystko było blisko siebie, a nasza dwójka nie zajmowała aż tyle miejsca, by nie móc się tu pomieścić. Poruszanie się było całkiem proste. Stojąc w jednym miejscu można było dosięgnąć zarówno lodówki jak i kuchenki, blatu, talerzy, sztućców, oraz stolika, przy którym znajdowały się jedynie dwa krzesła. O urządzeniu jakiejkolwiek imprezy, lub zaproszeniu większej ilości znajomych nie było oczywiście mowy, ale nie przeszkadzało nam to. Zwykle zapraszaliśmy jedynie po kilka osób, które z łatwością mieściły się w naszych pokojach.

Jak nie trudno się domyślić, idąc za przykładem kuchni, reszta pomieszczeń nie była szaleńczo duża. Od razu po wejściu do środka trafiało się do małego korytarza, który automatycznie jednał się z kuchnią. Poza tym, mieliśmy łazienkę, oraz dwa pokoje, identycznej wielkości. Ogółem wszystko było małe, lecz to sprawiało, że to miejsce zdawało się być naprawdę przyjemne i tak też było. Gdy tylko przyjechaliśmy tu z Zuzą, od razu wiedzieliśmy, że chcemy mieszkać tutaj i uznawać to miejsce za nasze własne.

Woda zaczęła się gotować, o czym poinformował mnie irytujący dźwięk gwizdka, więc zalałem dwa kubki, zostawiając w jednym odpowiednią ilość miejsca na mleko, bo wiedziałem, że Zuza nigdy nie wypiłaby czarnej kawy. Obdarowałem każde z naczyń dwiema łyżeczkami cukru i przeniosłem napoje na stolik, zasiadając na jednym z krzeseł.

-Dupka nie boli?- Z racji, że pokój Zuzy znajdował się tuż obok kuchni, nawet nie zauważyłem kiedy znalazła się w środku i ogrzewała dłonie, czerpiąc z kubka ciepło.

-A żebyś wiedziała, że boli! – Wyszczerzyłem zęby i ostentacyjnie zacząłem wiercić się na krześle. Przyjaciółka spojrzała na mnie spode łba, kręcąc głową.

-Oj Antek, Antek… Obiecaj mi chociaż, że go nie skrzywdzisz – odparła. Wprawiło mnie to w nie małe zdziwienie, ponieważ zwykle z łatwością mogłem złożyć tę obietnicę, jednak tym razem nie wiedziałem, czego oczekiwał ode mnie Maksymilian.

-Muszę z nim pogadać. Wtedy Ci obiecam. – Zgarnąłem kubek ze stołu i powolnym krokiem skierowałem się do pokoju.

Nie miałem tu zbyt wielu rzeczy, ale niczego nie brakowało. Było łóżko, na którym spokojnie zmieściłyby się dwie osoby, co było czystą hipotezą, która nie miała okazji się jeszcze potwierdzić. Oprócz tego, miałem także biurko z laptopem i lampką, oraz małą komodę, w której skryte były wszystkie ubrania, jakie przetransportowałem tu z domu. Na jej wierzchu stało kilka książek, na które jeszcze przez najbliższy tydzień miałem przyjemność nie patrzeć.

Z racji, że wrzesień chylił się ku końcowi, zbliżało się rozpoczęcie roku studenckiego. Pomimo, że przez całe życie ze zniecierpliwieniem czekałem na tą chwilę, teraz czułem się raczej niepewnie. Zaczynałem wątpić w swoje umiejętności, co podobno przytrafiało się większości przyszłych studentów. Pocieszała mnie myśl, że w końcu będę robić to, o kocham. Będę się szkolić na osobistego trenera, pomagał ludziom, którzy chcą uwierzyć w siebie i pozbyć się kilku zbędnych kilogramów! Oczywiście jednym z kluczowych punktów przy wybieraniu kierunku był fakt, że moje zajęcia odbywać się będą na AWF- ie, więc widoki na korytarzach będą co najmniej przyjemne.

Nie miałem w planach nic szczególnego, więc postanowiłem zasiąść na łóżku, z laptopem na nogach i oddać się internetowemu surfowaniu. Przeglądając Facebooka dowiedziałem się o kilku ludziach, którzy mają ze mną studiować. Wystarczyło dołączyć do pewnej grupy, by móc zostać szpiegiem i obczajać resztę studentów. Płeć żeńska jak dotychczas dominowała, lecz nie brakowało też kilku przedstawicieli płci męskiej, którym rzecz jasna poświęciłem więcej uwagi. Było ich pięciu, każdy z innego miasta. Znalazłem nawet mojego lokalnego rodaka, co ze względu na wysoki poziom anonimowości mojego rodzinnego miasta zwykle graniczyło z cudem. W między czasie napisał do mnie przyjaciel, który na studia wybrał się do innego miasta, więc nasze kontakty znacznie się osłabiły. Miał na imię Grzegorz, choć preferował Grzesiu, gdyż w przeciwieństwie do mnie, lubił zdrobnienie swojego imienia. Okazało się, że zamieszkał razem ze swoją dziewczyną w przyjaznej kawalerce, a Kasia urządziła ją tak sprawnie, że już trzy dni po wprowadzeniu się to miejsce kojarzyło mu się z domem. W ich związku zdarzało się mnóstwo wzlotów i upadków, a ja będąc dobrym przyjacielem, bardzo często załagadzałem sprawę. Nie byłem pewien jak potoczy się ich życie, gdy zamieszkają razem, lecz oczywiście z całego serca życzyłem im szczęścia.

Poinformowałem też Grzesia o wczorajszej zdobyczy, a używając tego określenia od razu zostałem przez niego skarcony. Przypomniało mi to, o złożonej rano obietnicy, więc złapałem za telefon i napisałem do Maksa. Odpisał, że ledwo może wysiedzieć na krześle w pracy, doskonale go rozumiałem, bo sam niejednokrotnie przekręcałem się na łóżku. Spytałem, czy moglibyśmy się spotkać, a odpowiedź nie nadeszła przez długi czas. Zdążyłem obejrzeć dwa nowe odcinki mojego ulubionego serialu, odgrzać sobie pizzę w mikrofalówce, oraz dowiedzieć się o jutrzejszej randce Zuzy z Kamilem, która skutkowała tym, że zostałem poproszony o opuszczenie domu na znaczną część wieczora. Wiadomość o treści ‘Dziś jestem zdechły, przyjdź do mnie jutro wieczorem.’ znacznie ułatwiła to zadanie.

Reszta dnia zleciała mi na oglądaniu różnych bzdurnych filmików na YouTubie i rozmawianiu z Grześkiem. Nie mogłem się pojąć faktu, że przez następne trzy lata nie będziemy mieszkać w tym samym budynku, a rozdzielająca nas droga zamiast kilku minut wynosi teraz kilkadziesiąt kilometrów. Oczywiście będziemy się odwiedzać, bo jednak prawie piętnaście lat znajomości do czegoś zobowiązuje. Piaskownica jednak wciąż zostaje miejscem, gdzie rodzą się przyjaźnie na długie lata. Pamiętam ten dzień, gdy poprosiłem małego Grzesia o wiaderko, a on wysypał na mnie całą jego zawartość, przyprawiając mnie o płacz. On dostał po dupie, ja dostałem lizaka… Dopiero teraz zwróciłem uwagę na perwersyjność tych okoliczności. W każdym razie, nasze matki się zaprzyjaźniły i od tej pory często się razem spotykaliśmy. Po kilku dniach oczywiście zakopaliśmy z Grześkiem topór wojenny w piaskownicy. Zaczęliśmy się razem bawić, i od tej pory jest moim najlepszym przyjacielem.

Nasza rozmowa skończyła się jakoś po północy, gdy przyjechała Kasia, a z racji braku jakichkolwiek pomysłów na dalsze działania, szybko się umyłem i poszedłem spać.

Obudziłem się nawet wcześnie, z nie zadowoleniem stwierdzając, że śniły mi się całkiem dziwne rzeczy. Początkowo osądzałem Maksymiliana, jednak to nie on był bohaterem moich nocnych wyobrażeń. Tam, widziałem chłopaka drobnej postury, całkowicie niepozornego. Tylko trochę niższego ode mnie, lecz na tyle wystarczająco, bym mógł skryć go w swoich ramionach. Był taki zawstydzony wszystkim co robiłem, policzki nieustannie przykrywał jasny odcień czerwieni. Znajdowaliśmy się, w jakiejś bliżej nieokreślonej przestrzeni. Nie było mrocznie, ani za jasno, lecz doskonale mogłem dostrzec każdy detal jego twarzy. Nieskazitelnie gładka cera, która wręcz łaknęła dotyku, lecz właściciel nie pozwalał mi tego wołania zaspokoić. Patrzył na mnie ze strachem. Niebieskie, niczym niebo, okręgi przysłonięte zbyt długą grzywką, starały się przewiercić mnie na wskroś. Zakładam, że brązowe, ułożone w nieładzie włosy, stanowiły dla niego swego rodzaju tarczę, przez wzrokiem innych, a w tym przypadku moim.

Ten sen, przypomniał mi o kilku rzeczach, które gościły w mojej głowie dawno temu. Nie zawsze bowiem miałem aż tak sceptyczne podejście do związków. Przez cały rok, po stwierdzeniu, że jestem gejem, starałem się znaleźć jakiegoś chłopaka, który by się mną zaopiekował, pomógł przejść przez to wszystko. Rozglądałem się raczej za świeżynkami, takimi jak ja, ale w grę wchodzili też doświadczeni, acz cierpliwi i rozumiejący faceci. Jak nie trudno się domyślić, trafiłem źle. Zostałem skrzywdzony, boleśnie rozprawiczony, a po wszystkim popadłbym zapewne w depresję, gdyby nie pomoc przyjaciół. Skaza jednak zostaje, postanowiłem nie zawracać sobie już głowy czymś tak toksycznym jak związki, przynajmniej do czasu, gdy znajdę swój ideał. Pech chciał, że jeszcze przed tym wszystkim, wyobraziłem sobie taki typ, którego pożądałem ze wszystkich sił. Mój oprawca nie był do niego zbytnio podobny, lecz wydawał mi się odpowiedni, a o błędności tego wniosku przekonałem się na własnej skórze. Podobno większość takich ofiar, chce w przyszłości zemścić się na swoim oprawcy, lub po prostu sprawia, że inni cierpią w ten sam sposób. Ja jednak nigdy nie pomyślałem o tym, by stać się tego rodzaju człowiekiem. Dlatego zawsze wolałem upewnić się, że druga osoba ma takie samo podejście.

Uderzając w sedno, chłopak który przyśnił mi się w nocy, był dokładnym odzwierciedleniem wymyślonego w dawnych latach ideału, o którym już zapomniałem, i raczej nie chciałem o tym pamiętać. Obawiałem się, że ponowne poszukiwania, przyniosą dodatkową porcję cierpienia, a po tym wszystkim co przeszedłem nie mogłem sobie pozwolić na taki upadek.

Sprawdzając komórkę, natknąłem się na wiadomość od Maksa, który poinformował mnie, że jest w stanie po mnie przyjechać jak tylko skończy pracę. Ucieszył mnie fakt, że nie będę musiał tłuc się do niego komunikacją miejską, która w tym mieście zaniżała wszelakie standardy. Na dobrą sprawę mógłbym się tam spokojnie przejść… Ale przecież nie mogę nadwyrężać mięśni na niecałe dwa tygodnie przed studiami!
Gdy tylko opuściłem swój pokój zorientowałem się, że Zuza musiała gdzieś wyjść. Byliśmy dorosłymi, niezależnymi ludźmi, a wciąż zostawialiśmy sobie kartki na lodówce. Jako facet w tym domu, czułem się odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Podświadomie miałem nadzieję, że pomagam tym także Zuzie, która podobnie jak ja stawiała czoła nowym obowiązkom, z dala od rodziców. Okazało się, że przesądy na temat zachowania dziewczyn przed ważną randką są niesamowicie trafne. Otóż, moja przyjaciółka wybyła z koleżanką na zakupy, by kupić jakieś Łądne ubrania (jakby cała jej szafa nie była takimi zapełniona!), a ja zaś zostałem poproszony o zrobienie zakupów, by mogła przygotować wspaniałą kolację dla Kamila. To naprawdę smutne, że faceci zazwyczaj nie zwracają uwagi na to ile pracy włożyła dziewczyna zarówno w swój wygląd jak i wszystkie inne detale dotyczące randki. Do kartki faktycznie przyłączona była lista zakupów. Nie wyglądało to na spis składników do jakiegoś szczególnie  burżujskiego dania, lecz nawet ja doceniłem fakt, że Zuza chce zrobić kolację dla Kamila. Lepiej dla niego, by to docenił, bo jak nie… To wyrządzę mu jakąś bliżej nieokreśloną przykrość.

Prysznic zajął mi całkiem sporo czasu, gdyż sam musiałem się przygotować do randki, więc wypadałoby bym był czyściutki. Kiedy tak się szykowałem myślałem, czy byłbym w stanie coś dla  kogoś ugotować, by starać się o jego względy. Oczywiście, w moim przypadku wszelkie próby zbliżenia się do kuchenki przyniosłyby raczej nieoczekiwany efekt, ale może ktoś docenił by sam gest?

Ładnie pachnący, oraz gładziutko wygolony ubrałem jesienną kurtkę i czarne trampki, po czym wyszedłem z mieszkania. Sklep nie znajdował się jakoś specjalnie daleko, ale i tak przeklinałem swą głupotę za zapomnienie odtwarzacza MP3, który  pewnością umiliłby mi tą drogę. Musiałem się zadowolić dźwiękami ulicy, zmieszanymi z krzykami dzieci bawiących się na pobliskim placu zabaw. Pogoda dopisywała, jak na jesień było całkiem ciepło, choć czuło się zbliżającą zimę. Wiatr natarczywie rozwiewał moje włosy, których na szczęście jeszcze dziś nie układałem, a słońce przyjemnie ogrzewało mi plecy.

Jeszcze nigdy nie doceniałem niskich cen w supermarketach tak, jak robiłem to na studiach. Ci, którzy dopiero co wprowadzili się do nowego miasta, oddaleni od dwóch osób zaopatrujących ich w kasę, a do tego ludzie zmuszeni zapłacić coś takiego jak czynsz, byli naprawdę wdzięczni światu za Biedronki, Lidle i Netta. Przynajmniej ja, jestem niesamowicie wdzięczny ich twórcom. Nie dość, że można je znaleźć na każdym kącie, to ceny są ogłuszająco niskie… Jak to mawiał szyld ustawiony przed sklepem, do którego właśnie wchodziłem.

Jak zwykle przed południem, nie znajdowało się tu zbyt wiele osób. Kilka staruszek przeglądało pończochy wystawione w promocyjnym koszu, uczniowie pobliskiej szkoły (w której powinni byli się właśnie znajdować) kupowali najtańsze browary. Do tego zacnego stowarzyszenia sklepowego dołączyłem ja, szukający makaronu i pomysłu na sos Boulogne. Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy spoglądając na listę zakupów dostrzegłem tam takie,  a nie inne składniki. Zuzę zawsze ciągnęło do Włoch i marzyła o tym, by tam pojechać. Co za tym idzie, uwielbiała włoską kuchnię, a nawet amatorsko uczyła się tego języka!

Nie bywałem w tym markecie za często, dlatego nie do końca wiedziałem co gdzie szukać. Musiałem wyglądać na bardzo zagubionego, bo po kilkunastu wędrówkach wzdłuż i wszerz sklepu podszedł do mnie jego pracownik. Chcąc nie chcąc przejechałem oczami po jego posturze. Włosy miał bardzo ciemne, prawie że czarne, lecz brązowe, krótko obcięte, przez co z łatwością mogłem dostrzec brązowe oczy, patrzące na mnie z lekkim rozbawieniem, ale i chęcią pomocy… Choć nie wiem jak to dostrzegłem.

-Może w czymś pomóc? – Głos też miał na dobrą sprawę przyjemy. Dopiero, gdy to wypowiadał zwróciłem uwagę na jego usta, a dokładniej rzecz biorąc na fakt, że w dolnej wardze znajdował się kolczyk.

-Szukam makaronów – odparłem, zirytowany. W końcu ile razy trzeba zwiedzić cały sklep, by w końcu je znaleźć?

-Serio mówisz? – Zapytał, hamując śmiech przez co wprawił mnie w zakłopotanie.

-O co chodzi?

-Wiesz, tak jakby – przesunął się o krok w prawo, przez co znalazł się bliżej mnie – jest właśnie tutaj.

Faktycznie wskazał ręką na cały regał, w którym znajdowały się same rypane makarony.

-Najciemniej pod latarnią – zaśmiał się.

-Nigdy w to nie wierzyłem. – Złapałem za spaghetti i wpakowałem je do koszyka. – Mógłbyś mi przy okazji pokazać gdzie znajdę sosy?... – Plakietka na jego koszulce wskazywała na imię…

-Marek.

-Antek. – Uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń i podążając za sklepowym przewodnikiem dotarłem pod regał zaopatrzony we wszelkiego rodzaju fixy.

-Szykuje się romantyczny wieczór? – Marek wciąż stał przy mnie, choć jego zadanie zostało już wypełnione.

-To dla przyjaciółki- oznajmiłem i zaopatrzony w odpowiedni sos, zacząłem wolnym korkiem zmierzać do kasy. – Dziękuję za pomoc, Marku.

-Nie ma sprawy. Lubię ratować samców z opresji.

-A ja, lubię być ratowany…

Gdy wróciłem do domu, zaopatrzony we wszystkie składniki i numer do Marka, Zuza już tam była. Okupowała łazienkę, więc spokojnie zaniosłem reklamówki do kuchni i wyłożyłem wszystko na blat. Naprawdę miałem intencję, by pomóc przyjaciółce i zacząć powoli przygotowywać spaghetti, lecz wiedziałem, że tylko bym je skrzywdził więc udałem się do pokoju. Było już po południu, a do przyjazdu Maksa miałem wciąż kilka godzin. Zabrałem się za przeglądanie książek, które wymagane były na studia. Nie zbyt rozumiałem ideę nauk teoretycznych na kierunku ‘Trener Personalny’, lecz niestety nie miałem tu nic do gadania.

Jak przypuszczałem, Zuza opuściła łazienkę dopiero po godzinie, podczas gdy ja zdążyłem przebrnąć przez te wszystkie ‘ciekawe’ rzeczy znajdujące się w podręcznikach.

-Antek!

-Piękności Ty moje, słucham? – Wygramoliłem się z pokoju i stanąłem twarzą w twarz z osobą, która poza kolorem oczu i włosów nie miała nic wspólnego z moją przyjaciółką. Gwizdnąłem przeciągle, autentycznie zszokowany jej wyglądem. Znowu to zrobiła, z pewnością nałożyła na twarz grubą warstwę makijażu, a wciąż wyglądała całkowicie naturalnie. Pomijając luźną bluzkę i dresowe spodnie jakie miała na sobie, wyglądała jak  księżniczka!

-Załatwiłeś sobie nocleg u swojej szychy? – Skierowała się do kuchni, a ja podążyłem tuż za nią. Nawet nie zauważyłem, kiedy nastąpiła zmiana z ‘Antek, nie wiem czy wypada mi pytać, ale jak to jest być gejem?’ do stanu z dnia dzisiejszego. 

-Wiesz, po tym jak wysłałaś mnie na zakupy… Mam już dwie opcje noclegu.

-Żartujesz – prychnęła, wyjmując garnek  szafki i wlewając do środka wodę.

Wyszczerzyłem się jedynie, na co zareagowała głośnym westchnieniem. Obserwowałem, siedząc na krześle każdy jej ruch, chcąc nauczyć się choć podstaw gotowania. Wizja przyrządzenia kolacji dla jakiegoś chłopaka wciąż tkwiła w mojej głowie, kreując się w coraz to nowsze wizje. Starałem się sporządzić coś na wzór przepisu we własnej głowie. Tu wsypać makaron, to zamieszać z wodą i gotować... Pewnie i tak bym wszystko zepsuł.

Zrobienie wszystkiego zajęło Zuzie jakieś pół godziny, co nagięło trochę stereotypy, bo dziewczyna powinna szykować posiłek przynajmniej przez godzinę. Po prostu skandal!

Oczywiście nie odezwałem się słowem. Skierowałem się za Zuzą do jej pokoju i pomogłem nałożyć czarną sukienkę. Teraz wyglądała już jak prawdziwa księżniczka! Podobno każda mała dziewczynka o tym marzy, wolałem jednak nie ryzykować tym stwierdzeniem przy Zuzie.

Kiedy ona była już gotowa, moje włosy nareszcie nadawały się do pokazania światu, dostałem sms’ a, z informacją, że za 10 minut mam być gotowy do wyjścia. Dokonałem więc ostatnich poprawek, ponownie zapewniłem Zuzę, że wygląda olśniewająco i zszedłem na dół, by po chwili ujrzeć czarną Toyotę na parkingu. Maksymilian stał, nonszalancko oparty o bok samochodu. Wyglądał jak jakiś gangster, w tych czarnych ciuchach, eleganckich butach i ciemnych okularach zawieszonych na koszuli.

-Aleś Ty dziś elegancki – oznajmiłem, przy okazji zaciągając się zapachem jego perfum, gdy tylko znalazłem się wystarczająco blisko. – Pociągająco.

Wtedy też bez zbędnych problemów lub komplikacji złapał mnie za biodra, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Tak na środku parkingu, w mieście. Zwykłem się tym przejmować, lecz gdy tylko poczułem jak bardzo intensywny był pocałunek, nie zwracałem uwagi na nic więcej. Czy Maks był aż taki niewyżyty?

-Zabieram się na kolację – odparł, gdy tylko oderwał się od moich ust. – Musimy pogadać.

No ja mam nadzieję! Nie to, żebym narzekał na ten pocałunek, lub przejmował się kilkoma osobami, które wskazywały na nas palcami, lecz takie akcje sprawowały etykietkę ‘związku’. Kolacja z resztą też, ale przynajmniej miała jej towarzyszyć rozmowa.

Maksymilian był dobrym kierowcą, nie jeździł zbyt szybko, ani za wolno. Przepuszczał innych kierowców, co wcale nie skutkowało przedłużeniem jazdy. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, praktycznie w ogóle. Dowiedziałem się jedynie, że realizują w pracy jakieś duże zlecenie, a on jako kierownik musi osobiście wszystkiego dopilnować.

Zatrzymaliśmy się przed całkiem elegancką restauracją, przez co przekląłem fakt, iż mam na sobie zwykłe jeansy i koszulę w czerwono-czarną kratę. Szybko znaleźliśmy się w środku, a kelnerka doprowadziła nas w zaciszny kącik. Z głośników sączyła się spokojna muzyka, trochę nie w moim stylu, lecz w końcu wszystko zależało od nastroju. Wtedy przypadała mi do gustu i nastawiała do rozmowy z Maksem, którą zaczynałem się denerwować.

Kiedy tylko zamówiliśmy sobie po makaronie spaghetti, którego wybór przyszedł mi stosunkowo łatwo, mój towarzysz od razu przeszedł do rzeczy.

-Antek, czy chciałbyś się ze mną związać?

Moje serce przystanęło na dłuższą chwilę, a popijana woda mało co nie wydostała się z buzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz