-Wróciłem!-
Wydarłem się na całe gardło, gdy tylko wszedłem do mieszkania, które
wynajmowaliśmy z Zuzą. Nasza przyjaźń opierała się na dużej ilości złośliwości,
więc gdy jedno wracało do domu z samego rana, bezwzględnie głośno informowało
drugie o powrocie.
W domu byłem
naprawdę wcześnie. Okazało się, że Maks nie dorobił się tych wszystkich
ekskluzywnych rzeczy i markowych ciuchów dzięki rodzicom, jak przypuszczałem,
lecz ciężką pracą, do której wstawać musiał z samego rana. Wychodziło więc na
to, że niesamowicie krępujący, lecz i zarazem przyjemny ból tyłka odczuwałem po
całej nocy spędzonej z kierownikiem agencji reklamowej. Z tego, co tłumaczył mi
jadąc rano samochodem, jego praca polegała głównie na kreatywności i dużej
ilości rysowania, szkicowania, kolorowania i innych artystycznych pierdółkach.
Niestety nie mieliśmy okazji, by pogadać o tym, jak każde z nas traktuje
zaistniałą sytuację, ale po tym, jak Maks dał mi swój numer, a później podwiózł
do domu i pocałował na pożegnanie wiedziałem, że jeszcze się spotkamy. Nie
miałem zamiaru budować z nim żadnej relacji, lub co gorsza związku i liczyłem
na podobne podejście z jego strony.
-Kiedyś Cię
zabiję, Antek. – Usłyszałem, stłumiony przez zamknięte drzwi od pokoju, głos
mojej przyjaciółki. – Co tak szybko?
-Okazało się,
że wyrwałem niezłą szychę, która musiała pojechać do pracy – oznajmiłem,
podczas zdejmowania czarnych trampek. Ułożyłem je na niskiej szafce
przeznaczonej dla butów i udałem się do kuchni. – Chcesz kawy?!
-No raczej!
Wstawiłem więc
wodę, ustawiając czajnik na największym gazie, by jak najszybciej uzyskać
pobudzający napój. Kuchnia była okrutnie ciasna, jednak i to miało swoje zalety.
Wszystko było blisko siebie, a nasza dwójka nie zajmowała aż tyle miejsca, by
nie móc się tu pomieścić. Poruszanie się było całkiem proste. Stojąc w jednym
miejscu można było dosięgnąć zarówno lodówki jak i kuchenki, blatu, talerzy,
sztućców, oraz stolika, przy którym znajdowały się jedynie dwa krzesła. O
urządzeniu jakiejkolwiek imprezy, lub zaproszeniu większej ilości znajomych nie
było oczywiście mowy, ale nie przeszkadzało nam to. Zwykle zapraszaliśmy
jedynie po kilka osób, które z łatwością mieściły się w naszych pokojach.
Jak nie trudno
się domyślić, idąc za przykładem kuchni, reszta pomieszczeń nie była szaleńczo
duża. Od razu po wejściu do środka trafiało się do małego korytarza, który
automatycznie jednał się z kuchnią. Poza tym, mieliśmy łazienkę, oraz dwa
pokoje, identycznej wielkości. Ogółem wszystko było małe, lecz to sprawiało, że
to miejsce zdawało się być naprawdę przyjemne i tak też było. Gdy tylko
przyjechaliśmy tu z Zuzą, od razu wiedzieliśmy, że chcemy mieszkać tutaj i
uznawać to miejsce za nasze własne.
Woda zaczęła
się gotować, o czym poinformował mnie irytujący dźwięk gwizdka, więc zalałem
dwa kubki, zostawiając w jednym odpowiednią ilość miejsca na mleko, bo
wiedziałem, że Zuza nigdy nie wypiłaby czarnej kawy. Obdarowałem każde z naczyń
dwiema łyżeczkami cukru i przeniosłem napoje na stolik, zasiadając na jednym z
krzeseł.
-Dupka nie
boli?- Z racji, że pokój Zuzy znajdował się tuż obok kuchni, nawet nie
zauważyłem kiedy znalazła się w środku i ogrzewała dłonie, czerpiąc z kubka
ciepło.
-A żebyś
wiedziała, że boli! – Wyszczerzyłem zęby i ostentacyjnie zacząłem wiercić się
na krześle. Przyjaciółka spojrzała na mnie spode łba, kręcąc głową.
-Oj Antek,
Antek… Obiecaj mi chociaż, że go nie skrzywdzisz – odparła. Wprawiło mnie to w
nie małe zdziwienie, ponieważ zwykle z łatwością mogłem złożyć tę obietnicę,
jednak tym razem nie wiedziałem, czego oczekiwał ode mnie Maksymilian.
-Muszę z nim
pogadać. Wtedy Ci obiecam. – Zgarnąłem kubek ze stołu i powolnym krokiem
skierowałem się do pokoju.
Nie miałem tu
zbyt wielu rzeczy, ale niczego nie brakowało. Było łóżko, na którym spokojnie
zmieściłyby się dwie osoby, co było czystą hipotezą, która nie miała okazji się
jeszcze potwierdzić. Oprócz tego, miałem także biurko z laptopem i lampką, oraz
małą komodę, w której skryte były wszystkie ubrania, jakie przetransportowałem
tu z domu. Na jej wierzchu stało kilka książek, na które jeszcze przez
najbliższy tydzień miałem przyjemność nie patrzeć.
Z racji, że
wrzesień chylił się ku końcowi, zbliżało się rozpoczęcie roku studenckiego.
Pomimo, że przez całe życie ze zniecierpliwieniem czekałem na tą chwilę, teraz
czułem się raczej niepewnie. Zaczynałem wątpić w swoje umiejętności, co podobno
przytrafiało się większości przyszłych studentów. Pocieszała mnie myśl, że w
końcu będę robić to, o kocham. Będę się szkolić na osobistego trenera, pomagał
ludziom, którzy chcą uwierzyć w siebie i pozbyć się kilku zbędnych kilogramów!
Oczywiście jednym z kluczowych punktów przy wybieraniu kierunku był fakt, że
moje zajęcia odbywać się będą na AWF- ie, więc widoki na korytarzach będą co
najmniej przyjemne.
Nie miałem w
planach nic szczególnego, więc postanowiłem zasiąść na łóżku, z laptopem na
nogach i oddać się internetowemu surfowaniu. Przeglądając Facebooka
dowiedziałem się o kilku ludziach, którzy mają ze mną studiować. Wystarczyło
dołączyć do pewnej grupy, by móc zostać szpiegiem i obczajać resztę studentów.
Płeć żeńska jak dotychczas dominowała, lecz nie brakowało też kilku
przedstawicieli płci męskiej, którym rzecz jasna poświęciłem więcej uwagi. Było
ich pięciu, każdy z innego miasta. Znalazłem nawet mojego lokalnego rodaka, co
ze względu na wysoki poziom anonimowości mojego rodzinnego miasta zwykle
graniczyło z cudem. W między czasie napisał do mnie przyjaciel, który na studia
wybrał się do innego miasta, więc nasze kontakty znacznie się osłabiły. Miał na
imię Grzegorz, choć preferował Grzesiu, gdyż w przeciwieństwie do mnie, lubił
zdrobnienie swojego imienia. Okazało się, że zamieszkał razem ze swoją
dziewczyną w przyjaznej kawalerce, a Kasia urządziła ją tak sprawnie, że już
trzy dni po wprowadzeniu się to miejsce kojarzyło mu się z domem. W ich związku
zdarzało się mnóstwo wzlotów i upadków, a ja będąc dobrym przyjacielem, bardzo
często załagadzałem sprawę. Nie byłem pewien jak potoczy się ich życie, gdy
zamieszkają razem, lecz oczywiście z całego serca życzyłem im szczęścia.
Poinformowałem
też Grzesia o wczorajszej zdobyczy, a używając tego określenia od razu zostałem
przez niego skarcony. Przypomniało mi to, o złożonej rano obietnicy, więc
złapałem za telefon i napisałem do Maksa. Odpisał, że ledwo może wysiedzieć na
krześle w pracy, doskonale go rozumiałem, bo sam niejednokrotnie przekręcałem
się na łóżku. Spytałem, czy moglibyśmy się spotkać, a odpowiedź nie nadeszła
przez długi czas. Zdążyłem obejrzeć dwa nowe odcinki mojego ulubionego serialu,
odgrzać sobie pizzę w mikrofalówce, oraz dowiedzieć się o jutrzejszej randce
Zuzy z Kamilem, która skutkowała tym, że zostałem poproszony o opuszczenie domu
na znaczną część wieczora. Wiadomość o treści ‘Dziś jestem zdechły, przyjdź do
mnie jutro wieczorem.’ znacznie ułatwiła to zadanie.
Reszta dnia
zleciała mi na oglądaniu różnych bzdurnych filmików na YouTubie i rozmawianiu z
Grześkiem. Nie mogłem się pojąć faktu, że przez następne trzy lata nie będziemy
mieszkać w tym samym budynku, a rozdzielająca nas droga zamiast kilku minut
wynosi teraz kilkadziesiąt kilometrów. Oczywiście będziemy się odwiedzać, bo
jednak prawie piętnaście lat znajomości do czegoś zobowiązuje. Piaskownica
jednak wciąż zostaje miejscem, gdzie rodzą się przyjaźnie na długie lata.
Pamiętam ten dzień, gdy poprosiłem małego Grzesia o wiaderko, a on wysypał na
mnie całą jego zawartość, przyprawiając mnie o płacz. On dostał po dupie, ja
dostałem lizaka… Dopiero teraz zwróciłem uwagę na perwersyjność tych
okoliczności. W każdym razie, nasze matki się zaprzyjaźniły i od tej pory
często się razem spotykaliśmy. Po kilku dniach oczywiście zakopaliśmy z
Grześkiem topór wojenny w piaskownicy. Zaczęliśmy się razem bawić, i od tej
pory jest moim najlepszym przyjacielem.
Nasza rozmowa
skończyła się jakoś po północy, gdy przyjechała Kasia, a z racji braku jakichkolwiek
pomysłów na dalsze działania, szybko się umyłem i poszedłem spać.
Obudziłem się
nawet wcześnie, z nie zadowoleniem stwierdzając, że śniły mi się całkiem dziwne
rzeczy. Początkowo osądzałem Maksymiliana, jednak to nie on był bohaterem moich
nocnych wyobrażeń. Tam, widziałem chłopaka drobnej postury, całkowicie niepozornego.
Tylko trochę niższego ode mnie, lecz na tyle wystarczająco, bym mógł skryć go w
swoich ramionach. Był taki zawstydzony wszystkim co robiłem, policzki
nieustannie przykrywał jasny odcień czerwieni. Znajdowaliśmy się, w jakiejś
bliżej nieokreślonej przestrzeni. Nie było mrocznie, ani za jasno, lecz
doskonale mogłem dostrzec każdy detal jego twarzy. Nieskazitelnie gładka cera,
która wręcz łaknęła dotyku, lecz właściciel nie pozwalał mi tego wołania zaspokoić.
Patrzył na mnie ze strachem. Niebieskie, niczym niebo, okręgi przysłonięte zbyt
długą grzywką, starały się przewiercić mnie na wskroś. Zakładam, że brązowe,
ułożone w nieładzie włosy, stanowiły dla niego swego rodzaju tarczę, przez wzrokiem
innych, a w tym przypadku moim.
Ten sen,
przypomniał mi o kilku rzeczach, które gościły w mojej głowie dawno temu. Nie
zawsze bowiem miałem aż tak sceptyczne podejście do związków. Przez cały rok,
po stwierdzeniu, że jestem gejem, starałem się znaleźć jakiegoś chłopaka, który
by się mną zaopiekował, pomógł przejść przez to wszystko. Rozglądałem się
raczej za świeżynkami, takimi jak ja, ale w grę wchodzili też doświadczeni, acz
cierpliwi i rozumiejący faceci. Jak nie trudno się domyślić, trafiłem źle.
Zostałem skrzywdzony, boleśnie rozprawiczony, a po wszystkim popadłbym zapewne
w depresję, gdyby nie pomoc przyjaciół. Skaza jednak zostaje, postanowiłem nie
zawracać sobie już głowy czymś tak toksycznym jak związki, przynajmniej do
czasu, gdy znajdę swój ideał. Pech chciał, że jeszcze przed tym wszystkim,
wyobraziłem sobie taki typ, którego pożądałem ze wszystkich sił. Mój oprawca
nie był do niego zbytnio podobny, lecz wydawał mi się odpowiedni, a o błędności
tego wniosku przekonałem się na własnej skórze. Podobno większość takich ofiar,
chce w przyszłości zemścić się na swoim oprawcy, lub po prostu sprawia, że inni
cierpią w ten sam sposób. Ja jednak nigdy nie pomyślałem o tym, by stać się
tego rodzaju człowiekiem. Dlatego zawsze wolałem upewnić się, że druga osoba ma
takie samo podejście.
Uderzając w
sedno, chłopak który przyśnił mi się w nocy, był dokładnym odzwierciedleniem
wymyślonego w dawnych latach ideału, o którym już zapomniałem, i raczej nie
chciałem o tym pamiętać. Obawiałem się, że ponowne poszukiwania, przyniosą
dodatkową porcję cierpienia, a po tym wszystkim co przeszedłem nie mogłem sobie
pozwolić na taki upadek.
Sprawdzając
komórkę, natknąłem się na wiadomość od Maksa, który poinformował mnie, że jest
w stanie po mnie przyjechać jak tylko skończy pracę. Ucieszył mnie fakt, że nie
będę musiał tłuc się do niego komunikacją miejską, która w tym mieście zaniżała
wszelakie standardy. Na dobrą sprawę mógłbym się tam spokojnie przejść… Ale
przecież nie mogę nadwyrężać mięśni na niecałe dwa tygodnie przed studiami!
Gdy tylko
opuściłem swój pokój zorientowałem się, że Zuza musiała gdzieś wyjść. Byliśmy dorosłymi,
niezależnymi ludźmi, a wciąż zostawialiśmy sobie kartki na lodówce. Jako facet
w tym domu, czułem się odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Podświadomie miałem
nadzieję, że pomagam tym także Zuzie, która podobnie jak ja stawiała czoła
nowym obowiązkom, z dala od rodziców. Okazało się, że przesądy na temat
zachowania dziewczyn przed ważną randką są niesamowicie trafne. Otóż, moja
przyjaciółka wybyła z koleżanką na zakupy, by kupić jakieś Łądne ubrania (jakby
cała jej szafa nie była takimi zapełniona!), a ja zaś zostałem poproszony o
zrobienie zakupów, by mogła przygotować wspaniałą kolację dla Kamila. To
naprawdę smutne, że faceci zazwyczaj nie zwracają uwagi na to ile pracy włożyła
dziewczyna zarówno w swój wygląd jak i wszystkie inne detale dotyczące randki. Do
kartki faktycznie przyłączona była lista zakupów. Nie wyglądało to na spis
składników do jakiegoś szczególnie
burżujskiego dania, lecz nawet ja doceniłem fakt, że Zuza chce zrobić
kolację dla Kamila. Lepiej dla niego, by to docenił, bo jak nie… To wyrządzę mu
jakąś bliżej nieokreśloną przykrość.
Prysznic zajął
mi całkiem sporo czasu, gdyż sam musiałem się przygotować do randki, więc
wypadałoby bym był czyściutki. Kiedy tak się szykowałem myślałem, czy byłbym w
stanie coś dla kogoś ugotować, by starać
się o jego względy. Oczywiście, w moim przypadku wszelkie próby zbliżenia się
do kuchenki przyniosłyby raczej nieoczekiwany efekt, ale może ktoś docenił by
sam gest?
Ładnie
pachnący, oraz gładziutko wygolony ubrałem jesienną kurtkę i czarne trampki, po
czym wyszedłem z mieszkania. Sklep nie znajdował się jakoś specjalnie daleko,
ale i tak przeklinałem swą głupotę za zapomnienie odtwarzacza MP3, który pewnością umiliłby mi tą drogę. Musiałem się
zadowolić dźwiękami ulicy, zmieszanymi z krzykami dzieci bawiących się na
pobliskim placu zabaw. Pogoda dopisywała, jak na jesień było całkiem ciepło,
choć czuło się zbliżającą zimę. Wiatr natarczywie rozwiewał moje włosy, których
na szczęście jeszcze dziś nie układałem, a słońce przyjemnie ogrzewało mi plecy.
Jeszcze nigdy
nie doceniałem niskich cen w supermarketach tak, jak robiłem to na studiach.
Ci, którzy dopiero co wprowadzili się do nowego miasta, oddaleni od dwóch osób
zaopatrujących ich w kasę, a do tego ludzie zmuszeni zapłacić coś takiego jak
czynsz, byli naprawdę wdzięczni światu za Biedronki, Lidle i Netta.
Przynajmniej ja, jestem niesamowicie wdzięczny ich twórcom. Nie dość, że można
je znaleźć na każdym kącie, to ceny są ogłuszająco niskie… Jak to mawiał szyld
ustawiony przed sklepem, do którego właśnie wchodziłem.
Jak zwykle
przed południem, nie znajdowało się tu zbyt wiele osób. Kilka staruszek
przeglądało pończochy wystawione w promocyjnym koszu, uczniowie pobliskiej
szkoły (w której powinni byli się właśnie znajdować) kupowali najtańsze browary.
Do tego zacnego stowarzyszenia sklepowego dołączyłem ja, szukający makaronu i
pomysłu na sos Boulogne. Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy spoglądając na listę
zakupów dostrzegłem tam takie, a nie
inne składniki. Zuzę zawsze ciągnęło do Włoch i marzyła o tym, by tam pojechać.
Co za tym idzie, uwielbiała włoską kuchnię, a nawet amatorsko uczyła się tego
języka!
Nie bywałem w
tym markecie za często, dlatego nie do końca wiedziałem co gdzie szukać.
Musiałem wyglądać na bardzo zagubionego, bo po kilkunastu wędrówkach wzdłuż i
wszerz sklepu podszedł do mnie jego pracownik. Chcąc nie chcąc przejechałem
oczami po jego posturze. Włosy miał bardzo ciemne, prawie że czarne, lecz
brązowe, krótko obcięte, przez co z łatwością mogłem dostrzec brązowe oczy,
patrzące na mnie z lekkim rozbawieniem, ale i chęcią pomocy… Choć nie wiem jak
to dostrzegłem.
-Może w czymś
pomóc? – Głos też miał na dobrą sprawę przyjemy. Dopiero, gdy to wypowiadał
zwróciłem uwagę na jego usta, a dokładniej rzecz biorąc na fakt, że w dolnej
wardze znajdował się kolczyk.
-Szukam
makaronów – odparłem, zirytowany. W końcu ile razy trzeba zwiedzić cały sklep,
by w końcu je znaleźć?
-Serio mówisz?
– Zapytał, hamując śmiech przez co wprawił mnie w zakłopotanie.
-O co chodzi?
-Wiesz, tak
jakby – przesunął się o krok w prawo, przez co znalazł się bliżej mnie – jest
właśnie tutaj.
Faktycznie
wskazał ręką na cały regał, w którym znajdowały się same rypane makarony.
-Najciemniej
pod latarnią – zaśmiał się.
-Nigdy w to
nie wierzyłem. – Złapałem za spaghetti i wpakowałem je do koszyka. – Mógłbyś mi
przy okazji pokazać gdzie znajdę sosy?... – Plakietka na jego koszulce
wskazywała na imię…
-Marek.
-Antek. –
Uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń i podążając za sklepowym
przewodnikiem dotarłem pod regał zaopatrzony we wszelkiego rodzaju fixy.
-Szykuje się
romantyczny wieczór? – Marek wciąż stał przy mnie, choć jego zadanie zostało
już wypełnione.
-To dla
przyjaciółki- oznajmiłem i zaopatrzony w odpowiedni sos, zacząłem wolnym
korkiem zmierzać do kasy. – Dziękuję za pomoc, Marku.
-Nie ma
sprawy. Lubię ratować samców z opresji.
-A ja, lubię
być ratowany…
Gdy wróciłem
do domu, zaopatrzony we wszystkie składniki i numer do Marka, Zuza już tam
była. Okupowała łazienkę, więc spokojnie zaniosłem reklamówki do kuchni i
wyłożyłem wszystko na blat. Naprawdę miałem intencję, by pomóc przyjaciółce i
zacząć powoli przygotowywać spaghetti, lecz wiedziałem, że tylko bym je
skrzywdził więc udałem się do pokoju. Było już po południu, a do przyjazdu
Maksa miałem wciąż kilka godzin. Zabrałem się za przeglądanie książek, które
wymagane były na studia. Nie zbyt rozumiałem ideę nauk teoretycznych na
kierunku ‘Trener Personalny’, lecz niestety nie miałem tu nic do gadania.
Jak
przypuszczałem, Zuza opuściła łazienkę dopiero po godzinie, podczas gdy ja
zdążyłem przebrnąć przez te wszystkie ‘ciekawe’ rzeczy znajdujące się w podręcznikach.
-Antek!
-Piękności Ty
moje, słucham? – Wygramoliłem się z pokoju i stanąłem twarzą w twarz z osobą,
która poza kolorem oczu i włosów nie miała nic wspólnego z moją przyjaciółką.
Gwizdnąłem przeciągle, autentycznie zszokowany jej wyglądem. Znowu to zrobiła,
z pewnością nałożyła na twarz grubą warstwę makijażu, a wciąż wyglądała
całkowicie naturalnie. Pomijając luźną bluzkę i dresowe spodnie jakie miała na
sobie, wyglądała jak księżniczka!
-Załatwiłeś
sobie nocleg u swojej szychy? – Skierowała się do kuchni, a ja podążyłem tuż za nią. Nawet
nie zauważyłem, kiedy nastąpiła zmiana z ‘Antek, nie wiem czy wypada mi pytać,
ale jak to jest być gejem?’ do stanu z dnia dzisiejszego.
-Wiesz, po tym
jak wysłałaś mnie na zakupy… Mam już dwie opcje noclegu.
-Żartujesz –
prychnęła, wyjmując garnek szafki i
wlewając do środka wodę.
Wyszczerzyłem
się jedynie, na co zareagowała głośnym westchnieniem. Obserwowałem, siedząc na
krześle każdy jej ruch, chcąc nauczyć się choć podstaw gotowania. Wizja przyrządzenia
kolacji dla jakiegoś chłopaka wciąż tkwiła w mojej głowie, kreując się w coraz
to nowsze wizje. Starałem się sporządzić coś na wzór przepisu we własnej
głowie. Tu wsypać makaron, to zamieszać z wodą i gotować... Pewnie i tak bym
wszystko zepsuł.
Zrobienie
wszystkiego zajęło Zuzie jakieś pół godziny, co nagięło trochę stereotypy, bo
dziewczyna powinna szykować posiłek przynajmniej przez godzinę. Po prostu
skandal!
Oczywiście nie
odezwałem się słowem. Skierowałem się za Zuzą do jej pokoju i pomogłem nałożyć
czarną sukienkę. Teraz wyglądała już jak prawdziwa księżniczka! Podobno każda
mała dziewczynka o tym marzy, wolałem jednak nie ryzykować tym stwierdzeniem
przy Zuzie.
Kiedy ona była
już gotowa, moje włosy nareszcie nadawały się do pokazania światu, dostałem sms’
a, z informacją, że za 10 minut mam być gotowy do wyjścia. Dokonałem więc
ostatnich poprawek, ponownie zapewniłem Zuzę, że wygląda olśniewająco i
zszedłem na dół, by po chwili ujrzeć czarną Toyotę na parkingu. Maksymilian
stał, nonszalancko oparty o bok samochodu. Wyglądał jak jakiś gangster, w tych
czarnych ciuchach, eleganckich butach i ciemnych okularach zawieszonych na
koszuli.
-Aleś Ty dziś
elegancki – oznajmiłem, przy okazji zaciągając się zapachem jego perfum, gdy
tylko znalazłem się wystarczająco blisko. – Pociągająco.
Wtedy też bez
zbędnych problemów lub komplikacji złapał mnie za biodra, przyciągnął do siebie
i namiętnie pocałował. Tak na środku parkingu, w mieście. Zwykłem się tym
przejmować, lecz gdy tylko poczułem jak bardzo intensywny był pocałunek, nie
zwracałem uwagi na nic więcej. Czy Maks był aż taki niewyżyty?
-Zabieram się
na kolację – odparł, gdy tylko oderwał się od moich ust. – Musimy pogadać.
No ja mam
nadzieję! Nie to, żebym narzekał na ten pocałunek, lub przejmował się kilkoma
osobami, które wskazywały na nas palcami, lecz takie akcje sprawowały etykietkę
‘związku’. Kolacja z resztą też, ale przynajmniej miała jej towarzyszyć
rozmowa.
Maksymilian
był dobrym kierowcą, nie jeździł zbyt szybko, ani za wolno. Przepuszczał innych
kierowców, co wcale nie skutkowało przedłużeniem jazdy. Nie rozmawialiśmy zbyt
dużo, praktycznie w ogóle. Dowiedziałem się jedynie, że realizują w pracy
jakieś duże zlecenie, a on jako kierownik musi osobiście wszystkiego
dopilnować.
Zatrzymaliśmy
się przed całkiem elegancką restauracją, przez co przekląłem fakt, iż mam na
sobie zwykłe jeansy i koszulę w czerwono-czarną kratę. Szybko znaleźliśmy się w
środku, a kelnerka doprowadziła nas w zaciszny kącik. Z głośników sączyła się
spokojna muzyka, trochę nie w moim stylu, lecz w końcu wszystko zależało od
nastroju. Wtedy przypadała mi do gustu i nastawiała do rozmowy z Maksem, którą
zaczynałem się denerwować.
Kiedy tylko
zamówiliśmy sobie po makaronie spaghetti, którego wybór przyszedł mi stosunkowo
łatwo, mój towarzysz od razu przeszedł do rzeczy.
-Antek, czy
chciałbyś się ze mną związać?
Moje serce
przystanęło na dłuższą chwilę, a popijana woda mało co nie wydostała się z
buzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz