Czy my
przypadkiem nie poznaliśmy się dwa dni temu w klubie, gdzie Maksymilian chciał
mnie przelecieć w obskurnej łazience?
Widzę siebie,
idącego na uczelnię. Początek października jest naprawdę chłodny, dlatego moje
chude ciało otula całkiem gruby, czarny płaszczyk. Z słuchawek sączą się
ukochane dźwięki, a mi właśnie ucieka autobus. Dzwonię wtedy do Maksymiliana,
który w książce kontaktów ma doczepioną kropkę na początku, by znajdował się tam
jako pierwszy numer. Za jakiś czas podjeżdża czarna Toyota, a w środku
dostrzegam znajomą blond czuprynę. Wsiadam do środka, dostaję całusa, zostaję
określony mianem ‘kochanie’…
Widzę siebie,
zapewniającego przez telefon, że muszę zostać dłużej na uczelni, co Maksymilian
przyjmuje z ogromną dezaprobatą. Okłamuję go, z zimną krwią, patrząc podczas
rozmowy w oczy jakiegoś niedawno poznanego chłopaka, który kieruje nas w
ustronne miejsce. Po całej zabawie, wracam spełniony do domu, gdzie zastałem
Maksa śpiącego na kanapie. Widocznie zasnął, czekając na mój powrót. Budzę go
delikatnie, udając że wszystko w porządku…
Widzę siebie,
wracającego po zajęciach, dokładniej rzecz biorąc wdrapującego się na szczyt
burżujskiej kamienicy. Zatrzymuję się przed mieszkaniem numer ‘7’ i powoli
wyciągam z torby klucze, zawieruszone wśród notatek z zajęć. Po chwili otwieram
drzwi, a w moje nozdrza trafia niesamowity zapach dobiegający z kuchni.
Naprzeciw mnie staje Maksymilian, ubrany w uroczy fartuszek. Wyciąga ku mnie
łyżeczkę wypełnioną jakimś kremowym sosem, a jego brązowe oczy patrzą na mnie
wyczekująco, z nadzieją że mi zasmakuje…
Widzę siebie,
zaciągającego obcego faceta do mieszkania Maksymiliana, gdy wiem że on sam jest
w pracy. Pożeram go wzrokiem, wchodząc po schodach. Dobieram się, gdy tylko
zatrzaskujemy za sobą drzwi. Mimo, że nie powinien, to obrzydliwie mnie
pociąga. Dotykam go po całym ciele, całuję każdy odkryty centymetr, a jest ich
coraz więcej. Przechodzimy wreszcie do sypialni, gdzie zazwyczaj sypiam z
Maksem. Będąc jakoś w połowie drogi, słyszę jak drzwi się otwierają, ktoś
wypowiada głośne przekleństwo, a gdy się odwracam, widzę łzę, staczającą się po
policzku mojego chłopaka…
Widzę siebie,
leżącego w dużym łóżku, czytającego zbędne podręczniki o tematyce sportowej. Na
stoliku obok, stoi parująca herbatka, której przyjemny, malinowy zapach czuć w
całym pomieszczeniu. Odstawiam lekturę na bok, gdy tylko do sypialni wchodzi
Maksymilian, gasząc przy okazji światło. Układam się więc wygodnie, a po chwili
na materac opada druga osoba, przysuwając się do mnie, sprawia, że czuję jakieś
dziwne ciepełko w środku. Łączy nasze dłonie, całuje w czółko i życzymy sobie
dobrej nocy, którą spędzamy przytuleni. Na dzień dobry widzę roześmiane brązowe
oczka, oraz uśmiechnięte, kuszące usta…
Ale widzę też
siebie, rozglądającego się za nowymi zdobyczami na szkolnym korytarzu,
tańczącego w klubie z jakimś nieznajomym przystojniakiem, mieszkającego z Zuzą,
nie mającego zobowiązań…
Zdecydowanie
preferuję tą ostatnią opcję.
- Ale Maks… -
zacząłem, choć nie bardzo wiedziałem co mógłbym powiedzieć. – Przecież znamy
się dopiero dwa dni.
- No wiem –
odparł. To faktycznie nie było zbyt dobrym argumentem, bo nawet jakbym znał go
kilka miesięcy dalej wybierałbym ostatnią opcję.
-Ja chyba nie
chcę się z nikim wiązać. – Starałem się wyglądać jak najczulej w świecie, by
tylko zatrzymać go przy sobie mimo odmiennych poglądów co do naszej relacji.
Obserwowałem go dokładnie, chcąc wybadać, czy mogę wciąż tam siedzieć, czy
może powinienem wstać i po prostu wyjść.
Ja osobiście wkurzyłbym się, jakbym zabrał kogoś na porządną kolację, ubrałbym
się elegancko (choć wiem, że Maksymilian miał na sobie te rzeczy, bo właśnie
wracał z pracy), podjechał pod dom tej osoby, a ona by mnie odrzuciła. W oczach
mojego towarzysza trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje. Nawet, gdy kelner
przyniósł nam wodę i kieliszki, a po chwili doniósł także zamówione wcześniej
spaghetti, Maks jedynie mu podziękował. Możliwe, że on również musiał
przemyśleć różne scenariusze, uświadamiając mi tym samym, ile czasu musiało
zając moje gdybanie.
-Jesteś tego
pewny? – Spytał po pewnym czasie, gdy zaczęliśmy powolną konsumpcję włoskiego
dania. Nie potrafiłem rozgryźć tego człowieka, choć tak strasznie chciałem
wiedzieć, czy zadał to pytanie ze smutkiem, czy nadzieją.
- Tak –
odpowiedziałem pewnie. Nawet jakby on chciał się ze mną związać, nie byłbym w
stanie aż tak się poświęcić. Nawet dla tak zgrabnego tyłka, który wiercił się
na krześle, oraz tych kuszących ust, które wykrzywiły się w uśmiechu. Chwila… W
uśmiechu?
- Nie masz
pojęcia, Antku, jak mnie to cieszy.
Kiedy
wcześniej mówiłem, że nie jestem w stanie go pojąć, to zdanie tylko pogorszyło
moją sytuację. Zabiera mnie na kolacje, całuje wśród ludzi, a teraz się cieszy,
że nie chcę się z nim związać. Chyba nawet zbyt dosadnie mi to przekazał, bo
niby co ze mną nie tak?
- To znaczy,
nie zrozum mnie źle! – Chyba musiał dostrzec zirytowany wyraz mojej twarzy. –
Ja też nikogo nie szukam, przynajmniej jak na razie. Wiesz, praca jest
najważniejsza. Nie mogę sobie pozwolić, by coś mnie rozpraszało.
Powoli
zaczynałem rozumieć. W sumie, chodziło mu o to samo co mnie, tylko miał ku temu
inne powody.
- Wypijmy więc
– uniosłem do góry kieliszek napełniony wodą – za brak zobowiązań.
***
Budzik
rozdzwonił się na całego, gdy ja dopiero przekręcałem się na drugi bok. Na
dobrą sprawę powinienem przyzwyczaić się już do wczesnego wstawania, po tym jak
kilka razy spałem u Maksymiliana, który wychodził do pracy nad ranem. Starałem
się zachować dyscyplinarnie i zawsze być gotowym do wyjścia o czasie, lecz dwa
razy Maks spóźnił się do agencji, a jeszcze innym razem musiałem zostać u niego
w domu na cały dzień, bo nie byłem w stanie się ruszyć, co było z resztą tylko
i wyłącznie jego winą. No dobrze, w ciągu tego tygodnia udało mi się tylko raz
wstać normalnie.
Zawarliśmy
bardzo sympatyczny pakt, który miał wprowadzić rąbek tajemnicy do naszych
spotkań, oraz sprawić byśmy nie znudzili się sobą zbyt szybko, bo było nam
całkiem dobrze. Polegał on na tym, że pomimo zwykłych pogawędek typu ,,jak Ci
minął dzień”, nie mogliśmy spytać się o więcej niż jedną rzecz dotyczącą
drugiego na jeden dzień. Na pytania trzeba było odpowiedzieć całkowicie
szczerze. Sam się zdziwiłem, że wpadłem na coś tak oryginalnego.
1.
Rodzina wyrzekła się go, gdy
przyznał się do bycia gejem.
2.
Jego ulubiony kolor to
pomarańczowy.
3.
Nie lubi Coca-Coli.
4.
Chciałby uprawiać seks na swoim
biurku w pracy.
Jeśli chodzi o
ostatnią rzecz, to gdy tylko się o tym dowiedziałem obiecałem, że spełnię tą
zachciankę. To nie mogło być takie trudne, skoro był tam kierownikiem to pewnie
zostawał po godzinach. Aj, biedaczek nie wiedział na co się pisze…
- Antek wyłącz
to cholerstwo!
A no tak,
budzik wciąż wydobywał z siebie wnerwiające dźwięki. Pierwszy października
nadciągnął prędzej niż chciałem. Do rozpoczęcia, na które podobno chodzą tylko
‘lamusy’, zostały mi dwie godziny. Nie widziałem jakichkolwiek szans, bym po
prostu wstał z łóżka, więc postanowiłem potraktować się w sadystyczny sposób i
turlając się w kółko wylądowałem wreszcie na podłodze. Technikę tą, opanowałem
już za czasów gimnazjum, kiedy to notorycznie spóźniałem się na pierwsze
lekcje, przez co groziło mi zachowanie naganne. Oczywiście dzięki lizusostwu i
różnorodnym osiągnięciom sportowym podciągnąłem to do oceny poprawnej.
Podniosłem się
z podłogi i, drapiąc się po odkrytych plecach, podreptałem do biurka po czym wyłączyłem to namolne urządzenie. Przejechałem
palcami po włosach stwierdzając, że znów są tłuste. Nienawidziłem tego, co
odziedziczyłem po matce. Do koloru przywykłem, choć ciemny zarost dalej
niesamowicie mnie irytował, ale nie mogłem znieść tego, że muszę je codziennie
myć. Przecież to tortury! Chociaż jak pomyślę o tych wszystkich dziewczynach,
które mają ten sam problem, a ich włosy są trzy razy dłuższe niż moje to jakoś
od razu mi lepiej.
- Dzień dobry
– przywitała mnie przyjaciółka, gdy tylko wyszedłem z pokoju. – Ubrałbyś coś, a
nie straszysz od rana.
A no tak,
jestem w samych bokserkach. Zuza natomiast miała na sobie luźne dresy, w
których zwykła spać. Stała w kuchni szykując jajecznicę. Chciałem się na nią
załapać więc usiadłem na jednym z krzeseł i przyglądałem się jej działaniom. Ah,
nawet tak prostego dania nie potrafiłbym przygotować.
- Po prostu
Cię zżera wściekłość, że oglądasz takie ciało codziennie, a nie może być Twoje.
Jak coś, to możesz sobie pomacać, ja się nie obrażę… - Wyszczerzyłem się, a ona
jedynie spojrzała na mnie z politowaniem i walnęła drewnianą łyżką w głowę.
Po chwili
jednak, gdy do mych nozdrzy dotarł zapach smażonych jajek i cebulki, Zuza
wyciągnęła z szafki dwa talerze i równomiernie rozłożyła na nich jajecznicę.
- Pycha,
piękności Ty moje! – Nie wiem jak ona to robiła, ale cokolwiek by ugotowała to
zawsze mi
smakowało. Nawet coś tak prymitywnego jak kanapki zawsze
przygotowywała w jakiś specjalny sposób.
-Nie podlizuj
się.
Droga na
uczelnie nie była aż taka długa. W połowie łączyła się z trasą na Uniwersytet
Zuzy, dlatego przez większość czasu szliśmy razem. Oboje ubraliśmy się całkiem
elegancko, chcąc zapunktować u profesorów już na samym początku naszej przygody
ze studiami. Nie znaliśmy jeszcze za dobrze miasta, lecz udało nam się nie
zgubić. Przynajmniej do czasu, gdy się rozstaliśmy. Było to dokładniej rzecz
biorąc na skrzyżowaniu jednych z głównych ulic. Dzień wcześniej włączyłem
laptopa i spytałem jedno z dzieci wujka Google, nazywające się ‘Mapy’ o wskazanie
kierunku, w którym mam się przemieszczać.
Z racji, że z pamięcią nie było u mnie zbyt
dobrze, prawie od razu się zgubiłem. Otaczały mnie wysokie budynki,
przynależące do ulic, których nazw nie potrafiłem nawet przeczytać, a co
dopiero je skojarzyć z tym, co widziałem wczoraj w Internecie. Rozglądałem się
naokół, próbując znaleźć jakikolwiek
punkt odniesienia. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Nerwowo zerknąłem na
zegarek, który oznajmił, że mam jeszcze niecałe pół godziny. Znając mój tupet,
zadzwoniłbym do Maksa, żeby mnie zawiózł, lub przynajmniej powiedział dokładnie
gdzie mam iść. Na szczęście, gdy w komórce odnalazłem już jego numer, tuż obok
mnie przeszła pewna dziewczyna, ubrana w sposób podobny do mnie. Złapałem ją za
rękaw czarnej marynarki.
- Przepraszam,
wiesz może jak trafić na AFW? – Brunetka
obróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi
oczami. Gdyby nie fakt, iż była ode mnie kilka lat starsza, oraz to, że mam
inne gusta, z pewnością starałbym się ją poderwać. Jej cera była całkowicie
gładka, choć nie mogłem być pewien, czy nie została zamaskowana przez makijaż.
Włosy, całkowicie proste, opadały jej na ramiona. Była naprawdę ładna.
Uśmiechnęła się do mnie, ukazując równe ząbki.
- Trzeba się
dobrze uczyć i w większości przypadków mieć dobrą kondycję. – O, i do tego jest
jeszcze zabawna! – Pierwszy rok?
- Tak. Dopiero
co się wprowadziłem – westchnąłem.
- Też tam
studiuję. Możemy pójść razem.
- Super –
posłałem jej jeden z moich firmowych uśmiechów. – Tak w ogóle, to jestem Antek.
- Gabrysia.
Uścisnąłem jej
drobną, zakończoną paznokciami w kolorze czerwonym, dłoń i ruszyłem za nią
wzdłuż jednej z ulic. Bardzo szybko nawiązaliśmy kontakt, rozmawiając przed
całą drogę na uczelnię. Okazało się, że Gabrysia kończy naukę w tym roku, więc
była ode mnie dwa lata starsza. Studiuje fizjoterapię, co tym bardziej
zachęciło mnie do zaprzyjaźnienia się z nią. Przecież mieć osobę, która fachowo
wykonuje masaże w kontaktach to istny rarytas, dla takiego pieszczocha jak ja! Jednak nie była
to jedyna rzecz, która mnie do niej przekonała. Mieszkała od urodzenia w tym
mieście, więc opowiedziała mi krótko jak dojść do najważniejszych miejsc, oraz
jakimi autobusami najlepiej się poruszać. Nie opowiadaliśmy sobie jakiś
specjalnie osobistych rzeczy, lecz dowiedziałem się, że mieszka w jednym z
bloków, wokół których się zagubiłem.
Czas zlatywał
bardzo szybko, i zanim się obejrzałem Gabrysia zaprowadziła nas na wydział AWF.
Wskazała palcem najpierw główną aulę, w której miała się odbyć inauguracja, a
później pokazała mi budynek, w którym zazwyczaj odbywały się zajęcia.
Podziękowałem jej za pomoc, nazywając ją moim wybawcom z opresji, po czym gdy
tylko wymieniliśmy się numerami, ona poszła w stronę pewnej grupki, będącej
pewnie jej znajomymi z kierunku, a ja udałem się wprost do auli.
Jak
przypuszczałem, nie znajdowało się tam zbyt wielu ludzi. Przyszło około stu
osób, w większości byli zagubieni jak ja, więc od razu poczułem się lepiej.
Sama sala nie wzbudzała zbyt wielkiego podziwu. Wyglądała jak zwykła sala
gimnastyczna, tyle że bez koszy i narysowanych linii na podłodze. Jedyna rzecz,
która przypadła mi do gustu to ogromne okna, wpuszczające do środka dużo
światła. Jakoś tak miałem, że lubiłem przebywać w dobrze oświetlonych
miejscach. No chyba, że miały się dziać brudne rzeczy…
Przecisnąłem
się do środkowego rzędu krzesełek, w którym siedział tylko jeden chłopak.
Usiadłem tuż obok niego, na niewygodnym, białym siedzeniu i uśmiechnąłem się.
- Pierwszy
rok? – Spróbowałem zagaić.
- Ta… - westchnął.
Miał przyjemny głos, nie za wysoki, ani nie za niski. – Trener osobisty.
- O, to się
dobrze składa. Ja też. – Odwzajemnił mój uśmiech i wyciągnął rękę w moją
stronę.
- Franek.
-Antek. –
Zacząłem się zastanawiać ile jeszcze osób dziś poznam, oraz ile dłoni uścisnę.
Franek… Czy to
nie był przypadkiem ten chłopak, pochodzący z mojego miasta? Niestety nie dane
mi było się tego dowiedzieć, bo jakiś staruszek zajął miejsce przy mikrofonie.
Powitał nowoprzybyłych, ponarzekał na frekwencję, życzył powodzenia w nowym
roku, zebrał ciche i krótkie oklaski po czym odszedł. Chyba zaczynałem rozumieć
ideę nie przychodzenia na rozpoczęcie. Przecież nawet ten siwy profesor nie
traktował tego poważnie.
- Napiłbym się
czegoś – stwierdziłem, gdy tylko razem z Frankiem wyszliśmy z sali. Zdziwiłem
się, gdy na zewnątrz nie dostrzegłem prawie nikogo. Wygląda na to, że studenci
nie są zbytnio skorzy do integracji, lub po prostu otwarcie roku mają w
poważaniu.
- Możemy iść
na piwo. Wygląda na to, że zostaliśmy sami.
- Wiesz, gdzie
moglibyśmy iść?
Pokiwał
przecząco głową. No to pięknie…
Poszliśmy w
stronę miasta, nie bardzo wiedząc, czy idziemy dobrze. Nie rozmawialiśmy zbyt
wiele. Wyglądało na to, że Franek jest całkiem nieśmiałym chłopcem, lecz
czułem, że to spoko koleś. Wyglądał na ogół podobnie do mnie, pomijając krój
spodni, oraz ułożenie włosów. Nie różniliśmy się natomiast ich kolorem i
długością. Jakby ktoś widział nas z boku, mógłby pokusić się o stwierdzenie, że
jesteśmy braćmi. A, no i jeszcze oczy, które u Franka miały wspaniały jasno
brązowy kolor, znacznie różniący się od mojego niebieskiego.
Krążyliśmy tak
chyba z pół godziny, kiedy wreszcie zdecydowałem się zadzwonić. Przeglądając
listę kontaktów natrafiłem na jeden, z właścicielem którego nie rozmawiałem już
jakiś czas.
-Marek?
- Nie, Obama.
– Zaśmiał się przeciągle. – Z jakiej opresji mogę wybawić Cię tym razem?
-Chcę iść na
piwo, a nie wiem gdzie.
Określiłem w
miarę możliwości nasze położenie, przez co zostałem solidnie wyśmiany. Przecież
jak to możliwe, by dwójka osób nie mogła znaleźć pubu w środku miasta?
-A może byśmy
gdzieś później wyskoczyli? – Zaproponowałem, po tym jak Marek wskazał mi drogę
do najbliższego miejsca, gdzie z Frankiem moglibyśmy się zintegrować, pijąc.
-Spoko. Kończę
jakoś za dwie godziny, mogę po Ciebie przyjechać pod ten bar… - Oho, kolejny
znajomy w nowym mieście z samochodem. Czuję się taki rozpieszczany!
-Znowu
wybawiasz mnie z opresji – dodałem zadziornie.
- Jakoś się
później odwdzięczysz…
Zakończyłem
połączenie i pierwsze co stanęło mi przed oczami to dziwne spojrzenie Franka.
Dopiero wtedy zorientowałem się, że nawet jeśli nie chciał podsłuchiwać, to
słyszał tą rozmowę, wraz z jej zakończeniem. Szykowałem się na górę pytań
odnośnie mojej orientacji, a zaraz później jego ucieczki, lecz brązowooki nie
wyglądał na zdenerwowanego.
-To gdzie ten
bar?
-Tuż za rogiem
– odetchnąłem z ulgą. Wyglądało na to, że już na samym początku trafiłem na
dobrego kolegę. Można by pomyśleć, iż tolerancyjność lub ewentualny brak zainteresowania
sprawą nie czyni z niego od razu wartościowego chłopaka, jednak czułem, że
wszystko pójdzie jak składka.
Zgodnie z
wytycznymi Marka trafiliśmy wreszcie do baru, który właściwie był klubem. Na
tablicy wisiało pełno ogłoszeń o przyszłych imprezach, koncertach i zabawach
tanecznych. Urządzony był w starym stylu, co od razu przypadło mi do gustu.
Weszliśmy po kilku schodkach, by zająć miejsce w sekcji dla palących. Ja
osobiście stroniłem od tego rakotwórczego ścierwa, lecz Franek od razu
wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i po włożeniu jednego do ust, ówcześnie
zapalając, zaczął się nim zaciągać. Muzyka w środku była bardzo przyjemna dla
mojego ucha. Stary rock, istny klasyk. Wykorzystując fakt, że czekaliśmy na
piwo, a Franek był zbyt skory do rozmowy, postanowiłem dokładniej mu się
przyjrzeć. Całą uwagę ściągały na siebie jego oczy, które przy ciemniejszym
oświetleniu stawały się prawie czarne, a przecież w świetle słonecznym były
niesamowicie jasne. Usta miał raczej wąskie, choć gdyby okazał się być gejem z
pewnością nie stroniłbym od ich skosztowania. Na ogół był bardzo przystojny, z
tymi czarnymi jak smoła włosami, sterczącymi każdy w inną stronę oraz w tej
rozpiętej, białej koszuli, ukazującej ciemną koszulkę, którą miał pod spodem.
Dym wydobywający się z jego buzi roztaczał naokoło mroczną atmosferę, doskonale
pasującą do ogólnego charakteru klubu.
- Mógłbyś się
tak na mnie nie gapić? – Zapytał spokojnie, bez cienia wyrzutu. Zgasił
papierosa, zgniatając go w szklanej popielniczce. Kurczę, jeszcze nigdy nie
widziałem, by ktoś tak szybko palił!
- Tak,
przepraszam – zaśmiałem się. – Mam tylko wrażenie, że Cię skądś kojarzę.
- Nie jesteś
przypadkiem z…
Wtedy się
zaczęło. Użalanie się nad naszą rodzinną miejscowością. Zaskoczenie tym, że nie
spotkaliśmy się wcześniej. Franek, o dziwo, rozgadał się jak najęty, lecz miał
w sobie coś, co sprawiało, że aż chciało się go słuchać. Wspominałem już jak
przyjemny był jego głos? Był wręcz hipnotyzujący.
Kilka faktów z
życia Franka : mieszkał sam w kawalerce; boi się życia w nowym mieście, lecz
jednocześnie jest tym niesamowicie podekscytowany; umie grać na gitarze; lubi
grać w piłkę nożną.
Tą ostatnią
rzeczą niezwykle mnie zainteresował.
- Słyszałem,
że na uczelni mają swój klub, będziesz chciał dołączyć?
- No pewnie –
uśmiechnął się, ukazując rząd bialutkich i równych zębów. – Pewnie mają już
bramkarza, ale rezerwa zawsze się przyda. A Ty?
- Nie mogę się
już doczekać – odpowiedziałem.
Wygląda na to,
że z Frankiem łączy mnie więcej niż przypuszczałem. Kto by pomyślał, że już
pierwszego dnia spotkam tak dobrego kumpla? Nie wiem nawet kiedy, ale minęły
dwie godziny, a mój telefon rozdzwonił się wściekle.
-Znam tą
piosenkę! – Franek wpatrywał się w moją komórkę, jednocześnie łapiąc
odpowiednie chwyty na niewidzialnej gitarze. Coś czuję, że to będzie wspaniała
znajomość.
Spojrzałem na
telefon, który wskazywał na to, że dzwoni do mnie Marek.
- Co tam?
- Już jestem –
poinformował.
- Już? –
Skierowałem wzrok na Franka, który jedynie uśmiechnął się i podniósł z krzesła.
– No dobrze, zaraz będę.
- Czekam.
Zakończyliśmy
połączenie i razem z Frankiem zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia, po
drodze płacąc za zamówione wcześniej piwa. Ceny nie były szczególnie
wygórowane, muzyka była przyjemna dla ucha, wystrój przypadł mi do gustu…
Podobało mi się to miejsce!
- To widzimy
się jutro?
-Tak. Czuję
się jakoś dziwnie podekscytowany – oznajmił.
- Pewnie
szybko Ci przejdzie – zaśmiałem się, po czym wymieniając się uściskiem dłoni
rozeszliśmy się w przeciwne strony. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać jak
Franek wróci do domu, skoro nie miał bladego pojęcia gdzie byliśmy, lecz moje
myśli szybko zmieniły swoją trajektorię, gdy tylko dostrzegłem przystojnego
chłopaka, który co więcej, czekał na mnie przy granatowym Peugeocie.
Pierwszy zdanie było dokładnym wyrażeniem mojich odczuć po przeczytaniu Tradycyjnych Relacji. Aczkolwiek na końcu kolacji poraz pierwszy Maks u mnie zapunktował. Musze przyznać,że nie polubiłam jego postaci i raczej już tego nie zrobie, ale dzięki temu jak to się wszystko rozegrało, przynajmniej spojrzę na niego przychylniejszym okiem.:) Co do Franka, fajny koleś. Aczkolwiek mam nadzieje,że na niezwykle zajebistej przyjaźni się skończy. I nie, niech nie zostanie jego przyjacielem do łóżka. ;P Wybacz za lekką nieskładność wypowiedzi.xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuuację.:D