czwartek, 17 kwietnia 2014

Początek czegoś nowego.





Czy my przypadkiem nie poznaliśmy się dwa dni temu w klubie, gdzie Maksymilian chciał mnie przelecieć w obskurnej łazience?

Widzę siebie, idącego na uczelnię. Początek października jest naprawdę chłodny, dlatego moje chude ciało otula całkiem gruby, czarny płaszczyk. Z słuchawek sączą się ukochane dźwięki, a mi właśnie ucieka autobus. Dzwonię wtedy do Maksymiliana, który w książce kontaktów ma doczepioną kropkę na początku, by znajdował się tam jako pierwszy numer. Za jakiś czas podjeżdża czarna Toyota, a w środku dostrzegam znajomą blond czuprynę. Wsiadam do środka, dostaję całusa, zostaję określony mianem ‘kochanie’…

Widzę siebie, zapewniającego przez telefon, że muszę zostać dłużej na uczelni, co Maksymilian przyjmuje z ogromną dezaprobatą. Okłamuję go, z zimną krwią, patrząc podczas rozmowy w oczy jakiegoś niedawno poznanego chłopaka, który kieruje nas w ustronne miejsce. Po całej zabawie, wracam spełniony do domu, gdzie zastałem Maksa śpiącego na kanapie. Widocznie zasnął, czekając na mój powrót. Budzę go delikatnie, udając że wszystko w porządku…

Widzę siebie, wracającego po zajęciach, dokładniej rzecz biorąc wdrapującego się na szczyt burżujskiej kamienicy. Zatrzymuję się przed mieszkaniem numer ‘7’ i powoli wyciągam z torby klucze, zawieruszone wśród notatek z zajęć. Po chwili otwieram drzwi, a w moje nozdrza trafia niesamowity zapach dobiegający z kuchni. Naprzeciw mnie staje Maksymilian, ubrany w uroczy fartuszek. Wyciąga ku mnie łyżeczkę wypełnioną jakimś kremowym sosem, a jego brązowe oczy patrzą na mnie wyczekująco, z nadzieją że mi zasmakuje…

Widzę siebie, zaciągającego obcego faceta do mieszkania Maksymiliana, gdy wiem że on sam jest w pracy. Pożeram go wzrokiem, wchodząc po schodach. Dobieram się, gdy tylko zatrzaskujemy za sobą drzwi. Mimo, że nie powinien, to obrzydliwie mnie pociąga. Dotykam go po całym ciele, całuję każdy odkryty centymetr, a jest ich coraz więcej. Przechodzimy wreszcie do sypialni, gdzie zazwyczaj sypiam z Maksem. Będąc jakoś w połowie drogi, słyszę jak drzwi się otwierają, ktoś wypowiada głośne przekleństwo, a gdy się odwracam, widzę łzę, staczającą się po policzku mojego chłopaka…

Widzę siebie, leżącego w dużym łóżku, czytającego zbędne podręczniki o tematyce sportowej. Na stoliku obok, stoi parująca herbatka, której przyjemny, malinowy zapach czuć w całym pomieszczeniu. Odstawiam lekturę na bok, gdy tylko do sypialni wchodzi Maksymilian, gasząc przy okazji światło. Układam się więc wygodnie, a po chwili na materac opada druga osoba, przysuwając się do mnie, sprawia, że czuję jakieś dziwne ciepełko w środku. Łączy nasze dłonie, całuje w czółko i życzymy sobie dobrej nocy, którą spędzamy przytuleni. Na dzień dobry widzę roześmiane brązowe oczka, oraz uśmiechnięte, kuszące usta…

Ale widzę też siebie, rozglądającego się za nowymi zdobyczami na szkolnym korytarzu, tańczącego w klubie z jakimś nieznajomym przystojniakiem, mieszkającego z Zuzą, nie mającego zobowiązań…

Zdecydowanie preferuję tą ostatnią opcję.

- Ale Maks… - zacząłem, choć nie bardzo wiedziałem co mógłbym powiedzieć. – Przecież znamy się dopiero dwa dni.

- No wiem – odparł. To faktycznie nie było zbyt dobrym argumentem, bo nawet jakbym znał go kilka miesięcy dalej wybierałbym ostatnią opcję.

-Ja chyba nie chcę się z nikim wiązać. – Starałem się wyglądać jak najczulej w świecie, by tylko zatrzymać go przy sobie mimo odmiennych poglądów co do naszej relacji. Obserwowałem go dokładnie, chcąc wybadać, czy mogę wciąż tam siedzieć, czy może  powinienem wstać i po prostu wyjść. Ja osobiście wkurzyłbym się, jakbym zabrał kogoś na porządną kolację, ubrałbym się elegancko (choć wiem, że Maksymilian miał na sobie te rzeczy, bo właśnie wracał z pracy), podjechał pod dom tej osoby, a ona by mnie odrzuciła. W oczach mojego towarzysza trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje. Nawet, gdy kelner przyniósł nam wodę i kieliszki, a po chwili doniósł także zamówione wcześniej spaghetti, Maks jedynie mu podziękował. Możliwe, że on również musiał przemyśleć różne scenariusze, uświadamiając mi tym samym, ile czasu musiało zając moje gdybanie.

-Jesteś tego pewny? – Spytał po pewnym czasie, gdy zaczęliśmy powolną konsumpcję włoskiego dania. Nie potrafiłem rozgryźć tego człowieka, choć tak strasznie chciałem wiedzieć, czy zadał to pytanie ze smutkiem, czy nadzieją.

- Tak – odpowiedziałem pewnie. Nawet jakby on chciał się ze mną związać, nie byłbym w stanie aż tak się poświęcić. Nawet dla tak zgrabnego tyłka, który wiercił się na krześle, oraz tych kuszących ust, które wykrzywiły się w uśmiechu. Chwila… W uśmiechu?

- Nie masz pojęcia, Antku, jak mnie to cieszy.

Kiedy wcześniej mówiłem, że nie jestem w stanie go pojąć, to zdanie tylko pogorszyło moją sytuację. Zabiera mnie na kolacje, całuje wśród ludzi, a teraz się cieszy, że nie chcę się z nim związać. Chyba nawet zbyt dosadnie mi to przekazał, bo niby co ze mną nie tak?

- To znaczy, nie zrozum mnie źle! – Chyba musiał dostrzec zirytowany wyraz mojej twarzy. – Ja też nikogo nie szukam, przynajmniej jak na razie. Wiesz, praca jest najważniejsza. Nie mogę sobie pozwolić, by coś mnie rozpraszało.

Powoli zaczynałem rozumieć. W sumie, chodziło mu o to samo co mnie, tylko miał ku temu inne powody.

- Wypijmy więc – uniosłem do góry kieliszek napełniony wodą – za brak zobowiązań.

***

Budzik rozdzwonił się na całego, gdy ja dopiero przekręcałem się na drugi bok. Na dobrą sprawę powinienem przyzwyczaić się już do wczesnego wstawania, po tym jak kilka razy spałem u Maksymiliana, który wychodził do pracy nad ranem. Starałem się zachować dyscyplinarnie i zawsze być gotowym do wyjścia o czasie, lecz dwa razy Maks spóźnił się do agencji, a jeszcze innym razem musiałem zostać u niego w domu na cały dzień, bo nie byłem w stanie się ruszyć, co było z resztą tylko i wyłącznie jego winą. No dobrze, w ciągu tego tygodnia udało mi się tylko raz wstać normalnie.

Zawarliśmy bardzo sympatyczny pakt, który miał wprowadzić rąbek tajemnicy do naszych spotkań, oraz sprawić byśmy nie znudzili się sobą zbyt szybko, bo było nam całkiem dobrze. Polegał on na tym, że pomimo zwykłych pogawędek typu ,,jak Ci minął dzień”, nie mogliśmy spytać się o więcej niż jedną rzecz dotyczącą drugiego na jeden dzień. Na pytania trzeba było odpowiedzieć całkowicie szczerze. Sam się zdziwiłem, że wpadłem na coś tak oryginalnego. 

1.      Rodzina wyrzekła się go, gdy przyznał się do bycia gejem.
2.      Jego ulubiony kolor to pomarańczowy.
3.      Nie lubi Coca-Coli.
4.      Chciałby uprawiać seks na swoim biurku w pracy.

Jeśli chodzi o ostatnią rzecz, to gdy tylko się o tym dowiedziałem obiecałem, że spełnię tą zachciankę. To nie mogło być takie trudne, skoro był tam kierownikiem to pewnie zostawał po godzinach. Aj, biedaczek nie wiedział na co się pisze…

- Antek wyłącz to cholerstwo!

A no tak, budzik wciąż wydobywał z siebie wnerwiające dźwięki. Pierwszy października nadciągnął prędzej niż chciałem. Do rozpoczęcia, na które podobno chodzą tylko ‘lamusy’, zostały mi dwie godziny. Nie widziałem jakichkolwiek szans, bym po prostu wstał z łóżka, więc postanowiłem potraktować się w sadystyczny sposób i turlając się w kółko wylądowałem wreszcie na podłodze. Technikę tą, opanowałem już za czasów gimnazjum, kiedy to notorycznie spóźniałem się na pierwsze lekcje, przez co groziło mi zachowanie naganne. Oczywiście dzięki lizusostwu i różnorodnym osiągnięciom sportowym podciągnąłem to do oceny poprawnej.

Podniosłem się z podłogi i, drapiąc się po odkrytych plecach, podreptałem do biurka po czym  wyłączyłem to namolne urządzenie. Przejechałem palcami po włosach stwierdzając, że znów są tłuste. Nienawidziłem tego, co odziedziczyłem po matce. Do koloru przywykłem, choć ciemny zarost dalej niesamowicie mnie irytował, ale nie mogłem znieść tego, że muszę je codziennie myć. Przecież to tortury! Chociaż jak pomyślę o tych wszystkich dziewczynach, które mają ten sam problem, a ich włosy są trzy razy dłuższe niż moje to jakoś od razu mi lepiej.

- Dzień dobry – przywitała mnie przyjaciółka, gdy tylko wyszedłem z pokoju. – Ubrałbyś coś, a nie straszysz od rana.

A no tak, jestem w samych bokserkach. Zuza natomiast miała na sobie luźne dresy, w których zwykła spać. Stała w kuchni szykując jajecznicę. Chciałem się na nią załapać więc usiadłem na jednym z krzeseł i przyglądałem się jej działaniom. Ah, nawet tak prostego dania nie potrafiłbym przygotować.

- Po prostu Cię zżera wściekłość, że oglądasz takie ciało codziennie, a nie może być Twoje. Jak coś, to możesz sobie pomacać, ja się nie obrażę… - Wyszczerzyłem się, a ona jedynie spojrzała na mnie z politowaniem i walnęła drewnianą łyżką w głowę.

Po chwili jednak, gdy do mych nozdrzy dotarł zapach smażonych jajek i cebulki, Zuza wyciągnęła z szafki dwa talerze i równomiernie rozłożyła na nich jajecznicę.

- Pycha, piękności Ty moje! – Nie wiem jak ona to robiła, ale cokolwiek by ugotowała to zawsze mi
smakowało. Nawet coś tak prymitywnego jak kanapki zawsze przygotowywała w jakiś specjalny sposób. 

-Nie podlizuj się.

Droga na uczelnie nie była aż taka długa. W połowie łączyła się z trasą na Uniwersytet Zuzy, dlatego przez większość czasu szliśmy razem. Oboje ubraliśmy się całkiem elegancko, chcąc zapunktować u profesorów już na samym początku naszej przygody ze studiami. Nie znaliśmy jeszcze za dobrze miasta, lecz udało nam się nie zgubić. Przynajmniej do czasu, gdy się rozstaliśmy. Było to dokładniej rzecz biorąc na skrzyżowaniu jednych z głównych ulic. Dzień wcześniej włączyłem laptopa i spytałem jedno z dzieci wujka Google, nazywające się ‘Mapy’ o wskazanie kierunku, w którym mam się przemieszczać.

 Z racji, że z pamięcią nie było u mnie zbyt dobrze, prawie od razu się zgubiłem. Otaczały mnie wysokie budynki, przynależące do ulic, których nazw nie potrafiłem nawet przeczytać, a co dopiero je skojarzyć z tym, co widziałem wczoraj w Internecie. Rozglądałem się naokół, próbując  znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Nerwowo zerknąłem na zegarek, który oznajmił, że mam jeszcze niecałe pół godziny. Znając mój tupet, zadzwoniłbym do Maksa, żeby mnie zawiózł, lub przynajmniej powiedział dokładnie gdzie mam iść. Na szczęście, gdy w komórce odnalazłem już jego numer, tuż obok mnie przeszła pewna dziewczyna, ubrana w sposób podobny do mnie. Złapałem ją za rękaw czarnej marynarki.

- Przepraszam, wiesz może jak trafić na AFW? – Brunetka  obróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami. Gdyby nie fakt, iż była ode mnie kilka lat starsza, oraz to, że mam inne gusta, z pewnością starałbym się ją poderwać. Jej cera była całkowicie gładka, choć nie mogłem być pewien, czy nie została zamaskowana przez makijaż. Włosy, całkowicie proste, opadały jej na ramiona. Była naprawdę ładna. Uśmiechnęła się do mnie, ukazując równe ząbki.

- Trzeba się dobrze uczyć i w większości przypadków mieć dobrą kondycję. – O, i do tego jest jeszcze zabawna! – Pierwszy rok?

- Tak. Dopiero co się wprowadziłem – westchnąłem.

- Też tam studiuję. Możemy pójść razem.

- Super – posłałem jej jeden z moich firmowych uśmiechów. – Tak w ogóle, to jestem Antek.

- Gabrysia.

Uścisnąłem jej drobną, zakończoną paznokciami w kolorze czerwonym, dłoń i ruszyłem za nią wzdłuż jednej z ulic. Bardzo szybko nawiązaliśmy kontakt, rozmawiając przed całą drogę na uczelnię. Okazało się, że Gabrysia kończy naukę w tym roku, więc była ode mnie dwa lata starsza. Studiuje fizjoterapię, co tym bardziej zachęciło mnie do zaprzyjaźnienia się z nią. Przecież mieć osobę, która fachowo wykonuje masaże w kontaktach to istny rarytas, dla  takiego pieszczocha jak ja! Jednak nie była to jedyna rzecz, która mnie do niej przekonała. Mieszkała od urodzenia w tym mieście, więc opowiedziała mi krótko jak dojść do najważniejszych miejsc, oraz jakimi autobusami najlepiej się poruszać. Nie opowiadaliśmy sobie jakiś specjalnie osobistych rzeczy, lecz dowiedziałem się, że mieszka w jednym z bloków, wokół których się zagubiłem.

Czas zlatywał bardzo szybko, i zanim się obejrzałem Gabrysia zaprowadziła nas na wydział AWF. Wskazała palcem najpierw główną aulę, w której miała się odbyć inauguracja, a później pokazała mi budynek, w którym zazwyczaj odbywały się zajęcia. Podziękowałem jej za pomoc, nazywając ją moim wybawcom z opresji, po czym gdy tylko wymieniliśmy się numerami, ona poszła w stronę pewnej grupki, będącej pewnie jej znajomymi z kierunku, a ja udałem się wprost do auli.

Jak przypuszczałem, nie znajdowało się tam zbyt wielu ludzi. Przyszło około stu osób, w większości byli zagubieni jak ja, więc od razu poczułem się lepiej. Sama sala nie wzbudzała zbyt wielkiego podziwu. Wyglądała jak zwykła sala gimnastyczna, tyle że bez koszy i narysowanych linii na podłodze. Jedyna rzecz, która przypadła mi do gustu to ogromne okna, wpuszczające do środka dużo światła. Jakoś tak miałem, że lubiłem przebywać w dobrze oświetlonych miejscach. No chyba, że miały się dziać brudne rzeczy…
Przecisnąłem się do środkowego rzędu krzesełek, w którym siedział tylko jeden chłopak. Usiadłem tuż obok niego, na niewygodnym, białym siedzeniu i uśmiechnąłem się.

- Pierwszy rok? – Spróbowałem zagaić.

- Ta… - westchnął. Miał przyjemny głos, nie za wysoki, ani nie za niski. – Trener osobisty.

- O, to się dobrze składa. Ja też. – Odwzajemnił mój uśmiech i wyciągnął rękę w moją stronę.

- Franek.

-Antek. – Zacząłem się zastanawiać ile jeszcze osób dziś poznam, oraz ile dłoni uścisnę.

Franek… Czy to nie był przypadkiem ten chłopak, pochodzący z mojego miasta? Niestety nie dane mi było się tego dowiedzieć, bo jakiś staruszek zajął miejsce przy mikrofonie. Powitał nowoprzybyłych, ponarzekał na frekwencję, życzył powodzenia w nowym roku, zebrał ciche i krótkie oklaski po czym odszedł. Chyba zaczynałem rozumieć ideę nie przychodzenia na rozpoczęcie. Przecież nawet ten siwy profesor nie traktował tego poważnie.

- Napiłbym się czegoś – stwierdziłem, gdy tylko razem z Frankiem wyszliśmy z sali. Zdziwiłem się, gdy na zewnątrz nie dostrzegłem prawie nikogo. Wygląda na to, że studenci nie są zbytnio skorzy do integracji, lub po prostu otwarcie roku mają w poważaniu.

- Możemy iść na piwo. Wygląda na to, że zostaliśmy sami.

- Wiesz, gdzie moglibyśmy iść?

Pokiwał przecząco głową. No to pięknie…

Poszliśmy w stronę miasta, nie bardzo wiedząc, czy idziemy dobrze. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Wyglądało na to, że Franek jest całkiem nieśmiałym chłopcem, lecz czułem, że to spoko koleś. Wyglądał na ogół podobnie do mnie, pomijając krój spodni, oraz ułożenie włosów. Nie różniliśmy się natomiast ich kolorem i długością. Jakby ktoś widział nas z boku, mógłby pokusić się o stwierdzenie, że jesteśmy braćmi. A, no i jeszcze oczy, które u Franka miały wspaniały jasno brązowy kolor, znacznie różniący się od mojego niebieskiego.

Krążyliśmy tak chyba z pół godziny, kiedy wreszcie zdecydowałem się zadzwonić. Przeglądając listę kontaktów natrafiłem na jeden, z właścicielem którego nie rozmawiałem już jakiś czas.

-Marek?

- Nie, Obama. – Zaśmiał się przeciągle. – Z jakiej opresji mogę wybawić Cię tym razem?

-Chcę iść na piwo, a nie wiem gdzie.

Określiłem w miarę możliwości nasze położenie, przez co zostałem solidnie wyśmiany. Przecież jak to możliwe, by dwójka osób nie mogła znaleźć pubu w środku miasta?

-A może byśmy gdzieś później wyskoczyli? – Zaproponowałem, po tym jak Marek wskazał mi drogę do najbliższego miejsca, gdzie z Frankiem moglibyśmy się zintegrować, pijąc.

-Spoko. Kończę jakoś za dwie godziny, mogę po Ciebie przyjechać pod ten bar… - Oho, kolejny znajomy w nowym mieście z samochodem. Czuję się taki rozpieszczany!

-Znowu wybawiasz mnie z opresji – dodałem zadziornie.

- Jakoś się później odwdzięczysz…

Zakończyłem połączenie i pierwsze co stanęło mi przed oczami to dziwne spojrzenie Franka. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nawet jeśli nie chciał podsłuchiwać, to słyszał tą rozmowę, wraz z jej zakończeniem. Szykowałem się na górę pytań odnośnie mojej orientacji, a zaraz później jego ucieczki, lecz brązowooki nie wyglądał na zdenerwowanego.

-To gdzie ten bar?

-Tuż za rogiem – odetchnąłem z ulgą. Wyglądało na to, że już na samym początku trafiłem na dobrego kolegę. Można by pomyśleć, iż tolerancyjność lub ewentualny brak zainteresowania sprawą nie czyni z niego od razu wartościowego chłopaka, jednak czułem, że wszystko pójdzie jak składka.

Zgodnie z wytycznymi Marka trafiliśmy wreszcie do baru, który właściwie był klubem. Na tablicy wisiało pełno ogłoszeń o przyszłych imprezach, koncertach i zabawach tanecznych. Urządzony był w starym stylu, co od razu przypadło mi do gustu. Weszliśmy po kilku schodkach, by zająć miejsce w sekcji dla palących. Ja osobiście stroniłem od tego rakotwórczego ścierwa, lecz Franek od razu wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i po włożeniu jednego do ust, ówcześnie zapalając, zaczął się nim zaciągać. Muzyka w środku była bardzo przyjemna dla mojego ucha. Stary rock, istny klasyk. Wykorzystując fakt, że czekaliśmy na piwo, a Franek był zbyt skory do rozmowy, postanowiłem dokładniej mu się przyjrzeć. Całą uwagę ściągały na siebie jego oczy, które przy ciemniejszym oświetleniu stawały się prawie czarne, a przecież w świetle słonecznym były niesamowicie jasne. Usta miał raczej wąskie, choć gdyby okazał się być gejem z pewnością nie stroniłbym od ich skosztowania. Na ogół był bardzo przystojny, z tymi czarnymi jak smoła włosami, sterczącymi każdy w inną stronę oraz w tej rozpiętej, białej koszuli, ukazującej ciemną koszulkę, którą miał pod spodem. Dym wydobywający się z jego buzi roztaczał naokoło mroczną atmosferę, doskonale pasującą do ogólnego charakteru klubu.

- Mógłbyś się tak na mnie nie gapić? – Zapytał spokojnie, bez cienia wyrzutu. Zgasił papierosa, zgniatając go w szklanej popielniczce. Kurczę, jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś tak szybko palił!

- Tak, przepraszam – zaśmiałem się. – Mam tylko wrażenie, że Cię skądś kojarzę.

- Nie jesteś przypadkiem z…

Wtedy się zaczęło. Użalanie się nad naszą rodzinną miejscowością. Zaskoczenie tym, że nie spotkaliśmy się wcześniej. Franek, o dziwo, rozgadał się jak najęty, lecz miał w sobie coś, co sprawiało, że aż chciało się go słuchać. Wspominałem już jak przyjemny był jego głos? Był wręcz hipnotyzujący.

Kilka faktów z życia Franka : mieszkał sam w kawalerce; boi się życia w nowym mieście, lecz jednocześnie jest tym niesamowicie podekscytowany; umie grać na gitarze; lubi grać w piłkę nożną.

Tą ostatnią rzeczą niezwykle mnie zainteresował.

- Słyszałem, że na uczelni mają swój klub, będziesz chciał dołączyć?

- No pewnie – uśmiechnął się, ukazując rząd bialutkich i równych zębów. – Pewnie mają już bramkarza, ale rezerwa zawsze się przyda. A Ty?

- Nie mogę się już doczekać – odpowiedziałem.

Wygląda na to, że z Frankiem łączy mnie więcej niż przypuszczałem. Kto by pomyślał, że już pierwszego dnia spotkam tak dobrego kumpla? Nie wiem nawet kiedy, ale minęły dwie godziny, a mój telefon rozdzwonił się wściekle.

-Znam tą piosenkę! – Franek wpatrywał się w moją komórkę, jednocześnie łapiąc odpowiednie chwyty na niewidzialnej gitarze. Coś czuję, że to będzie wspaniała znajomość.

Spojrzałem na telefon, który wskazywał na to, że dzwoni do mnie Marek.

- Co tam?

- Już jestem – poinformował.

- Już? – Skierowałem wzrok na Franka, który jedynie uśmiechnął się i podniósł z krzesła. – No dobrze, zaraz będę.

- Czekam.

Zakończyliśmy połączenie i razem z Frankiem zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia, po drodze płacąc za zamówione wcześniej piwa. Ceny nie były szczególnie wygórowane, muzyka była przyjemna dla ucha, wystrój przypadł mi do gustu… Podobało mi się to miejsce! 

- To widzimy się jutro?

-Tak. Czuję się jakoś dziwnie podekscytowany – oznajmił.

- Pewnie szybko Ci przejdzie – zaśmiałem się, po czym wymieniając się uściskiem dłoni rozeszliśmy się w przeciwne strony. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać jak Franek wróci do domu, skoro nie miał bladego pojęcia gdzie byliśmy, lecz moje myśli szybko zmieniły swoją trajektorię, gdy tylko dostrzegłem przystojnego chłopaka, który co więcej, czekał na mnie przy granatowym Peugeocie.

1 komentarz:

  1. Pierwszy zdanie było dokładnym wyrażeniem mojich odczuć po przeczytaniu Tradycyjnych Relacji. Aczkolwiek na końcu kolacji poraz pierwszy Maks u mnie zapunktował. Musze przyznać,że nie polubiłam jego postaci i raczej już tego nie zrobie, ale dzięki temu jak to się wszystko rozegrało, przynajmniej spojrzę na niego przychylniejszym okiem.:) Co do Franka, fajny koleś. Aczkolwiek mam nadzieje,że na niezwykle zajebistej przyjaźni się skończy. I nie, niech nie zostanie jego przyjacielem do łóżka. ;P Wybacz za lekką nieskładność wypowiedzi.xd
    Czekam na kontynuuację.:D

    OdpowiedzUsuń